*Stał się Pan właścicielem jachtu. To dawne marzenie?
Kupno jachtu to był przypadek. Jego właścicielem był brat mojego szwagra, a że pracuje jako taksówkarz w Niemczech, nie miał możliwości częstego pływania. Powiedział cenę w złotówkach, myślałem, że to w euro, więc mocno się zastanawiałem nad kupnem. Kiedy okazało się, że cena tyczy złotówek, od razu doszło do kupna. I już po pierwszym rejsie zaraziłem się pływaniem.
*Jacht, jaki jest?
Fajny, wyszykowałem go. Może nie jest jakiś nowoczesny, bo taki kosztuje olbrzymie pieniądze, ale za to zbudowany przez harcerzy. Jego były właściciel, jako chłopak, budował go w stoczni Gdynia... Solidna, stara konstrukcja na laminacie, bezpieczna. No i właściwie jest na każde wody, na każdą pogodę.
*W jakim celu Pan go kupił?
Żeby popływać. Bo jest tak, że tu w sklepie rybnym pracuję solidnie osiem miesięcy po 15 godzin dziennie. Codzienne sprzątanie, szorowanie, zakup i dowóz towaru, więc w wakacje chciałbym odpocząć. Pomyślałem, że mam jacht na śródlądzie, więc czas coś zmienić – mam uprawnienia. No, żegluga na morzu jest dla tych, którzy się nie boją... Miałem już taką sytuację, kiedy ze znajomymi płynęliśmy z Helu do Gdańska, w piękną pogodę, przepiękną... To było w październiku. Pomyślałem, że dopłyniemy sobie na silniku, ale zaczęło mocno bujać, bardzo. Fale już robiły się potężne, chowaliśmy się w zagłębieniach fal, paliwa było mało jak na niesprzyjającą pogodę, zbiornik się przechylał, silnik zaczął gasnąć... Miałem 100 metrów do wejścia do portu w Gdyni, kiedy zacząłem wzywać pomocy. Akurat w pobliżu nie było jednostek ratowniczych, a ja bałem się, że za chwile rozbiję się o falochron albo zniesie mnie na plażę w Gdyni. A kil duży pod jachtem, kupa stali... Wołałem o pomoc przez radio. Wypłynął po mnie olbrzymi kuter, kolos, który pływa z wędkarzami na połów ryb... Stał w porcie, bo się bał wypłynąć. Podpłynął po mnie, rzuciłem mu linę i zholował mnie.
*Pan kupił ten jacht dla rekreacji, ale i...
... dla połowu ryb. Ryb nie łowiłem nigdy, ale gdy zacząłem łowić z jachtu, takie emocje we mnie wezbrały, że pomyślałem o zarabianiu pieniędzy w ten sposób. Już zbadałem rybne miejsca, w okolicach Helu, tam jest dużo wraków, ale są i sandacze, i dorsze, są śledzie i flądry, dużo ryby. Pierwszy mój połów już był sukcesem - ryb do zjedzenia do oporu. Oczywiście wykupiłem uprawnienia na cały rok i tak sobie myślę, że nasi wędkarze płacą po 200 zł za poławianie ryb i mało co łowią, a ja wykupiłem za 49 zł na cały Bałtyk, na sześć osób, i ryb mam pod dostatkiem. Moją pierwszą rybą złowioną z jachtu był dorsz. Olbrzymie emocje. Usmażyłem go na miejscu – sól, mąka i już. Dodam, że nie pływałem 30 lat, więc co nieco musiałem sobie przypomnieć...
*Pułtuscy wędkarze już wiedzą, że ma Pan jacht i że można z Panem wypłynąć na Bałtyk?
Już kilka ekip mam, kilka wyjazdów weekendowych. Jacht mam na sześć osób, więc cztery dodatkowe mogę ze sobą zabrać. Wszystko jest na miejscu – spanie i jedzenie, nawet pranie można zrobić. Obecnie łowi się głównie sandacze i okonie, ale w sierpniu, wrześniu i październiku będą dorsze.
*Marina?
Z Długiego Targu w Gdańsku, spod Neptuna, idzie się pięć minut do mojej mariny. Prywatna, nie jakieś tam luksusy, ale miejsce przecudne, tuż przy Europejskim Centrum Solidarności, przy wejściu do stoczni, tam, gdzie Wałęsa przez bramę przeskakiwał. Naprawdę taki jacht to duże przeżycie, no i powiem, że... kupiłem już następny.
*O matko! Potentat jachtowy...
Jeszcze większy jacht, wygodniejszy, inaczej wyposażony, z oddzielnymi kabinami, z typową toaletą, z prawdziwą messą. Ale pracy jeszcze przy nim na kilka miesięcy!
*Ma Pan jeszcze jakieś marzenie związane z wodą?
Przygotowuję jednostkę dziesięcioosobową w Pułtusku, jacht kabinowy, z możliwością spania. Wymyśliłem, że będę woził ludzi spacerowo po Narwi. Będę go również czarterował, jeśli ktoś sobie zażyczy.
*Panie Piotrze, no to Pułtusk czeka na ożywienie naszej błękitnej Narwi!
piątek, 27 czerwca 2025 19:08