Opublikowanie przez TP majątków i zarobków naszych samorządowców – wybrańców, zszokowało, delikatnie mówiąc, opinię publiczną. Mieszkańcy nisko cenią ich służbę społeczną, za którą dostają pieniądze z ich podatków. Nie od dzisiaj wiadomo, że lokalna klasa polityczna jest marnej jakości, a poziom odpowiedzialności za miasto i powiat już dawno ograniczył się jedynie do dobra własnego i partii.
Ten list jest skutkiem patrzenia na ręce władzy publicznej, obserwowania efektów jej działań w zakresie rozwoju i skutecznego zaspokajania lokalnych potrzeb, np. czy samorząd wspiera lokalną przedsiębiorczość, jak walczy z bezrobociem, jak współpracuje z organizacjami obywatelskimi, na ile efektywnie podejmuje inwestycje, jakie ma osiągniecia w zakresie edukacji czy sprawnej obsługi mieszkańców, jaka jest zdolność samorządu do absorpcji funduszy pomocowych i racjonalnego ich wykorzystania dla impulsu rozwojowego miasta i powiatu, jaka jest zdolność do budowania społecznego rozwoju poprzez budżety partycypacyjne, jak prowadzi współpracę z organizacjami pozarządowymi i innymi samorządami.
Gołym okiem widać, że w naszych samorządach wygląda to mizernie. Wobec ewidentnego braku troski o stymulowanie rozwoju gospodarczego, o lokalne prosperity podniesienie sobie diet, diet radnych, do wysokości 1700-1800 zł miesięcznie jest wprost nieprzyzwoite i niemoralne. Tym bardziej że prawie wszyscy – panie i panowie - mają dobrze płatne etaty, o czym było w publikacji "TP", oraz dodatkowe, niemałe źródła i finansowania z tytułu prowadzenia różnych działalności: biznesowej, we własnych gospodarstwach, w spółkach handlowych, stowarzyszeniach czy fundacjach. Dla niektórych praca w Radzie to tylko sposób na wypełnianie kabzy. To jakiś niewyobrażalny kosmos. Kiedy 70% społeczności pracuje za niemalże minimum socjalne, nasi - pożal się Boże - wybrańcy zmuszają nas do łożenia podatków na ich niebotyczne diety. Oni tymczasem uprawiają mowę – trawę, a miasto i powiat... psieje i pogrąża się w marazmie.
Nie do zaakceptowania jest też to, że władza zatraciła umiejętność rozmowy ze społeczeństwem, którą popisywała się w czasie kampanii wyborczej. Dlaczego dziś nie mówi o tym, co robi i dlaczego? Nie konsultuje się z wyborcami? Zdecydowanej większości radnych nie widać i nie słychać ani w swoich okręgach wyborczych, ani podczas dyżurów w biurze RM i RP. (Ocena radnych w sondzie jednego z lokalnych tytułów prasowych jest DRUZGOCĄ). I jeszcze ta powszechna arogancja władzy – my tu jesteśmy najważniejsi, my mamy monopol na pomysły, które nie konsultowane, są ochoczo wprowadzane w życie miasta... Stąd i konkursy na określone stanowiska często są zwyczajną fikcją i hipokryzją, ratowaniem naszych odrzuconych spoza Pułtuska.
Nie ma drogi bez zakrętów, ale władzy, która nie potrafi ich pokonać, nie powinniśmy powierzać kierownicy. To jest nasze prawo i nasz święty obowiązek!!!
Kieruję ten pełen oburzenia list do "Tygodnika Pułtuskiego", który jest z ludźmi i dla ludzi, który podpatruje jedną i drugą wadzę, krytykuje, kiedy trzeba, bo tak należy.
Ludzie listy piszą...
Publikowanie majątków i zarobków miejskich i powiatowych VIP-ów, samorządowców - można założyć w ciemno – zawsze budziły i budzą olbrzymie zainteresowanie naszych Czytelników. I tym razem tak się stało. W związku z tekstem redaktor Ewy Dąbek "Najzamożniejsi w gminie i powiecie", opublikowanym w poprzednim numerze, odbieraliśmy telefony od zbulwersowanych pułtuszczan. – Jak to możliwe, że można pracować w kilku miejscach, a często naraz? – Dlaczego wysokie zarobki samorządowców nie idą w parze z dobrą robotą i działalnością charytatywną? – pytano. A o co tak dokładnie chodzi, oprócz pieniędzy? Przeczytajcie. TYGODNIK bowiem zdecydował się na opublikowanie listu, który nadesłał autor znany nam z imienia i nazwiska
- 14.12.2016 07:24