Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 25 czerwca 2025 16:55

Brawo Pani Kasiu!

Z Katarzyną Kempczyńską, której w rok udało się schudnąć 47 kilogramów, rozmawia Ewa Dąbek
Brawo Pani Kasiu!
kasia2
Problemy z nadwagą miała Pani od zawsze?

Już w dzieciństwie byłam "pulpecikiem". Jak zaczęłam dorastać przyszedł moment, że schudłam bardzo dużo i jakiś czas trzymałam wagę, ale potem odpuściłam. Było lenistwo, dobre jedzenie. Jak wychodziłam za mąż znów byłam okrąglutka.

A po urodzeniu dziecka przybyło Pani kolejnych kilogramów?

Często tłumaczymy się, że nadwaga została nam po urodzeniu dziecka. To nie jest do końca tak. U mnie też było tych kilka kilogramów więcej, ale gdybym wtedy się upilnowała, zaczęła o siebie dbać, szybko bym ich się pozbyła. A człowiek brnął w to dalej i waga rosła.

Wynikało to z Pani pasji do słodyczy czy ogólnie do dobrego jedzenia?

To drugie. Lubię słodycze, najbardziej ptasie mleczko, ale od zawsze lubiłam dobrze zjeść. Nigdy sobie tego jedzenia nie żałowałam i do tej pory tusza mi nie przeszkadzała.

Rzeczywiście. Znam Panią kilka lat i zawsze odnosiłam wrażenie, że jest Pani dobrze z tymi kilogramami. Zawsze była Pani zadbana, uśmiechnięta, otwarta na ludzi. Co więc skłoniło Panią do rozpoczęcia diety?

Zawsze powtarzałam, że jak się komuś nie podobam, to niech po prostu na mnie nie patrzy. Czułam się dobrze i nigdy nie chciałam się odchudzać. Kiedy koleżanki rozmawiały na ten temat, mnie to nie interesowało. A decyzja o rozpoczęciu odchudzania była impulsem. Miałam trochę osobistych problemów, a nerwy jeszcze bardziej "zajadałam". Któregoś dnia koleżanka z pracy pokazała mi w telefonie aplikację do liczenia kalorii. Wpisałam w tą aplikację to co zjadłam jednego dnia i mnie to przeraziło. Wydawało mi się, że nie jadłam dużo, a wyszło prawie 5 tysięcy kalorii!

Od jakiegoś czasu coraz gorzej się czułam, miałam wysokie ciśnienie, odzywały się stawy, częste bóle głowy. Zaczęłam sobie uświadamiać, to co wcześniej sugerowali mi lekarze, że muszę się za siebie wziąć.

Udała się Pani do fachowca czy rozpoczęła odchudzanie na własną rękę?

Postanowiłam powalczyć sama. Szukałam informacji na ten temat w internecie, chciałam znaleźć sposób na siebie. Strasznie bałam się diet - głodówek, bo ja kocham jeść i nie dałabym rady wytrzymać na takiej restrykcyjnej diecie. Zaczęłam liczyć kalorie w tej aplikacji, o której wspomniałam, ale na początku było kiepsko, bo ustawiłam sobie dietę 1200 kalorii. Dietetycy dają taki pułap kalorii i ludzie na tym chudną, ale mnie było ciężko. Szukałam pomocy dalej. W internecie znalazłam grupę osób odchudzających się, wzajemnie się motywujących. Kilka życzliwych osób doradziło mi, żeby zwiększyć kaloryczność, a i tak będę chudła.

Kiedy pojawiły się pierwsze efekty?

Po trzech tygodniach odchudzania. I były bardzo motywujące, bo schudłam aż sześć kilogramów! Zaczęłam dietę w październiku i do grudnia stosowałam 1600 kalorii. Bez dietetyka, sama sobie wszystko szykowałam, to co lubię jeść, tylko w takich proporcjach, żeby się zmieścić w tych kaloriach. Przez internet poznałam też dziewczynę, która jest dietetykiem i ona mi udzieliła kilku wskazówek. Okazało się że z moją, jeszcze dużą wagą, spokojnie mogę wejść na 1800 kalorii i będę chudła. To był dla mnie raj, bo to dużo i spokojnie mogłam tak skomponować posiłki, że nie byłam i nie jestem głodna.

I tak minął rok na diecie...

Nawet nie wiem kiedy! Bardzo się w to moje nowe życie wciągnęłam, lubię przygotowywać nowe posiłki, szukać pomysłów na zdrowe i smaczne jedzenie. Dużo przepisów udostępniają osoby w internetowej grupie o odchudzaniu, w której jestem. Śledzę też kilka innych blogów o odchudzaniu. To są tak pyszne rzeczy, że ja do starego odżywiania już nie wrócę.

Czy czegoś Pani brakuje, tęskni Pani za czymś, co jadła wcześniej, a z powodu diety musiała z tego rezygnować?

Jedyne z czego definitywne zrezygnowałam to moje ukochane ptasie mleczko, ale słodycze jem. Dzisiaj na przykład mam na podwieczorek owoce pod kruszonką. Jeden posiłek dziennie szykuję sobie na słodko, żeby mi tego smaku nie brakowało. Jem śniadanie, obiad, kolację, w pracy między czasie jakąś sałatkę, a w domu przed kolacją jeszcze coś słodkiego, deser do kawy.

A przygotowywane przez Panią posiłki są bardzo wymyślne, drogie, wymagają dużo czasu? Bo tym często tłumaczą się osoby, które rezygnują z diety.

Absolutnie nie! Mój dzisiejszy deser na przykład składa się z jednego jabłka i kruszonki z łyżki owsianej mąki i łyżki masła. Robię małe porcje dla siebie, dla rodziny gotuję co innego i daję próbować mężowi. Nawet nie kusi mnie, żeby coś innego podjadać, bo po prostu najadam się tym, co sobie przygotowuję. Jem pięć pełnowartościowych smacznych posiłków. Jem mięso drobiowe, chudą wieprzowinę, makarony, również ciemne pieczywo, chleb żytni albo graham, ziemniaki, kasze, oczywiście dużo warzyw, owoce.

Oprócz diety podjęła Pani również aktywność fizyczną. Wiem, że teraz dużo Pani ćwiczy, ale jak było na początku, kiedy ta spora waga była pewnym ograniczeniem?

Jak ważyłam 105 kilogramów, to rzeczywiście było mi trudno od razu wziąć się ostro za ćwiczenia. Musiałam zacząć od czegoś, co nie za bardzo obciążało stawy i było to chodzenie z kijkami, czyli nordic walking. Potem było bieganie i lżejsze ćwiczenia w domu. Teraz mogę sobie pozwolić na cięższe treningi. Ćwiczę w grupie, pod okiem profesjonalnej trenerki, w świetnej atmosferze, gdzie każdy się odnajdzie, znajdzie wsparcie. Panie z większą waga, jeszcze mniej sprawne, mogą na przykład wybrać ćwiczenia "zdrowy kręgosłup", mniej obciążające, wyczerpujące, bez zadyszki i podskoków.

Czy w czasie tego roku kontaktowała się Pani z lekarzem, robiła badania, sprawdzała jak tak drastyczny spadek wagi wpłynął na Pani zdrowie?

Przez kilka pierwszych miesięcy diety czułam się bardzo dobrze, nic mi nie dolegało i nie byłam u lekarza. Na wizytę poszłam w czerwcu, kiedy zrzuciłam już od października ponad 30 kilogramów. Badania wyszły idealnie! Wszystko dzięki zbilansowanej diecie, która dostarcza mi wszystkich potrzebnych składników przy mniejszej ilości węglowodanów.

A najbliżsi, koleżanki, wspierali Panią w walce o siebie?

Jestem człowiekiem, który gdy za coś poważnego się bierze, jest raczej samotnikiem. Podejmuję wyzwanie i sama dążę do celu. Liczę na siebie i tak naprawdę nie obchodzi mnie jak inni postrzegają tę moją walkę. Rodzina niekoniecznie wierzyła, że mi się uda, bo zawsze kochałam jeść, nie chciałam się odchudzać, więc patrzyli sceptycznie. Podobnie było z koleżankami z pracy, które myślały że wytrzymam jakiś czas i odpuszczę.

Osiągnęła Pani swój cel i co dalej?

To że schudłam tyle kilogramów, nie oznacza że mogę spocząć na laurach i wrócić do dawnego stylu życia. Nie jestem na diecie, ale nadal zdrowo się odżywiam, ćwiczę. Orientacyjnie liczę kalorie, dodaję ich sobie stopniowo i kontroluję wagę. To weszło mi w krew i naprawdę lubię to swoje nowe życie! Dużą radość sprawia mi kupowanie ubrań, takich które mi się podobają, a nie tylko na mnie pasują. Zachęcam wszystkie osoby z podobnymi problemami, by spróbowały o siebie zawalczyć. Tyle informacji o dietach, bezpiecznym zrzucaniu wagi, można znaleźć w internecie. Działają grupy, w których ludzie się wspierają, motywują. Potrawy można sobie robić z najprostszych, najtańszych produktów. Trzeba tylko zacząć i uparcie trzymać się wyznaczonego celu! Z czasem zaczyna to sprawiać prawdziwą przyjemność i daje ogromną satysfakcję. Ja uwielbiam się chwalić efektami swojej diety, jestem z siebie naprawdę dumna.

Zdjęcie: Pani Kasia przed i po kuracji





Podziel się
Oceń