Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 2 października 2025 19:30
Reklama

Każdy ma swój obraz

Z cyklu Pułtusk widzę
Każdy ma swój obraz
rusek
Zauważyliście, że wymieniając ulicę o nazwie związanej z nazwiskiem KOGOŚ TAM, podajemy nazwisko KOGOŚ TAM, nie dodając do niego imienia? I tak mówimy: ulica Kościuszki, Traugutta, Mickiewicza, a nie Tadeusza Kościuszki, Romualda Traugutta czy Adama Mickiewicza... Więc ta nasza Kościuszki...Dwa wygony ma. Mnie bardziej znany jest ten z początku ulicy, przy nim się wychowałam. Gdy w ciepłe letnie dni, najczęściej po burzy, jako dziecko, wyglądałam przez okno na ulicę, szukając wzrokiem baraszkującej w deszczówce dzieciarni, widziałam też ludzi wchodzących w nasz zielony tunel – w wygon. Albo wychodzących z niego. Nasz wygon prowadził w lewo i w prawo. W lewo ciągnęła się droga do krzyża, potem na łąki, do drugiego cmentarza. Nikt z nas nie operował nazwą CMENTARZ ŚWIĘTOKRZYSKI, co najwyżej usłyszeć można było: cmentarz na Świętym Krzyżu. Droga w prawo prowadziła przy dole spacerniaka do mostku Benedyktyńskiego. Albo z Baltazara do 1 Maja.
Ten drugi wygon, przy stacji wodociągowej od góry (Kościuszki) i przy krzyżu od dołu (Baltazara) był nam, dzieciom początku Kościuszki, mniej znany. Tam się raczej nie wypuszczaliśmy, a jeśli już, to jak meteoryty przemykaliśmy dalej, na RUSEK, który był dla nas miejscem schadzek, ogrodem wiosennym i swoistym... poligonem. Przy RUSKU mieszkała moja kochana koleżanka, Wandzia Słowikowska, dziś za WIELKA WODĄ. Jej dom znajdował się w pięknym miejscu, pod – powiedzmy – wiszącą skałą. Tak go zapamiętałam, wraca do mnie w snach.
Ten drugi wygon, przed wojną, był wąską uliczką, ot, przejściem z góry do dołu. Już wczesnym rankiem przepędzano nim tabuny krów, zwierzęta rolników z Przemiarowskiej, Świętokrzyskiej i Kościuszki, ale i innych miejsc. Potem krowy przepływały przez kanał (dziś tam mostek) i już o suchych kopytkach przejmował je pastuch, urzędowy pastuch z dwoma pomocnikami – psami. (Zwierzęta pasły się, zgodnie z przywilejem nadanym rolnikom w XVI wieku, na łąkach Rybitwy i Gaiku (Pod Wróblem, gdzie opalałam się jako panienka, czując na plecach krowi oddech).
Zimą drugi wygon był miejscem rekreacyjnym, autentycznie tętnił życiem. Owego życia dodawała mu młodzież szkolna. Wystarczyło zbiec z wygonu, by znaleźć się na lodowisku pana Szulca. Piruety kręciły tam klaudynki, przyglądali im się uczniowie Skargi i chłopcy z Seminarium Nauczycielskiego. O tych harcach na lodzie opowiadała mi klaudynka, pani Janina Turek de domo Kownacka. Pisał też o nich, w felietonach drukowanych w TP, pan Miron Owsiewski.
Drugi wygon – może i był piękny, ale dla mnie najpiękniejszy był pierwszy. Zimą biały i rozkrzyczany. W mroźnym słońcu, latem zielony i spokojny. W cieniu. A jakże tam pachniały bzy. I jaśminy. Wiosną. Jesienią czerniały baldachimy czarnego bzu.
Tak go zapamiętałam. Jeśli ktoś z KOŚCIUSZKOWCÓW inaczej, też dobrze. Każdy ma swoją prawdę, swój obraz.

Zdjęcie: Tak zwany RUSEK, za moich dziecięcych lat, tak nie wyglądał ...

Podziel się
Oceń

Reklama
NAJNOWSZE EWYDANIE
Tygodnik Pułtuski
Reklama
Reklama
Reklama
OtoDrobne
Reklama
Reklama
ReklamaVictoria recycling
ReklamaOdbiór elektrośmieci
Reklama
Reklama