Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 25 czerwca 2025 16:36

Każdy ma swój obraz

Z cyklu Pułtusk widzę
Każdy ma swój obraz
rusek
Zauważyliście, że wymieniając ulicę o nazwie związanej z nazwiskiem KOGOŚ TAM, podajemy nazwisko KOGOŚ TAM, nie dodając do niego imienia? I tak mówimy: ulica Kościuszki, Traugutta, Mickiewicza, a nie Tadeusza Kościuszki, Romualda Traugutta czy Adama Mickiewicza... Więc ta nasza Kościuszki...Dwa wygony ma. Mnie bardziej znany jest ten z początku ulicy, przy nim się wychowałam. Gdy w ciepłe letnie dni, najczęściej po burzy, jako dziecko, wyglądałam przez okno na ulicę, szukając wzrokiem baraszkującej w deszczówce dzieciarni, widziałam też ludzi wchodzących w nasz zielony tunel – w wygon. Albo wychodzących z niego. Nasz wygon prowadził w lewo i w prawo. W lewo ciągnęła się droga do krzyża, potem na łąki, do drugiego cmentarza. Nikt z nas nie operował nazwą CMENTARZ ŚWIĘTOKRZYSKI, co najwyżej usłyszeć można było: cmentarz na Świętym Krzyżu. Droga w prawo prowadziła przy dole spacerniaka do mostku Benedyktyńskiego. Albo z Baltazara do 1 Maja.
Ten drugi wygon, przy stacji wodociągowej od góry (Kościuszki) i przy krzyżu od dołu (Baltazara) był nam, dzieciom początku Kościuszki, mniej znany. Tam się raczej nie wypuszczaliśmy, a jeśli już, to jak meteoryty przemykaliśmy dalej, na RUSEK, który był dla nas miejscem schadzek, ogrodem wiosennym i swoistym... poligonem. Przy RUSKU mieszkała moja kochana koleżanka, Wandzia Słowikowska, dziś za WIELKA WODĄ. Jej dom znajdował się w pięknym miejscu, pod – powiedzmy – wiszącą skałą. Tak go zapamiętałam, wraca do mnie w snach.
Ten drugi wygon, przed wojną, był wąską uliczką, ot, przejściem z góry do dołu. Już wczesnym rankiem przepędzano nim tabuny krów, zwierzęta rolników z Przemiarowskiej, Świętokrzyskiej i Kościuszki, ale i innych miejsc. Potem krowy przepływały przez kanał (dziś tam mostek) i już o suchych kopytkach przejmował je pastuch, urzędowy pastuch z dwoma pomocnikami – psami. (Zwierzęta pasły się, zgodnie z przywilejem nadanym rolnikom w XVI wieku, na łąkach Rybitwy i Gaiku (Pod Wróblem, gdzie opalałam się jako panienka, czując na plecach krowi oddech).
Zimą drugi wygon był miejscem rekreacyjnym, autentycznie tętnił życiem. Owego życia dodawała mu młodzież szkolna. Wystarczyło zbiec z wygonu, by znaleźć się na lodowisku pana Szulca. Piruety kręciły tam klaudynki, przyglądali im się uczniowie Skargi i chłopcy z Seminarium Nauczycielskiego. O tych harcach na lodzie opowiadała mi klaudynka, pani Janina Turek de domo Kownacka. Pisał też o nich, w felietonach drukowanych w TP, pan Miron Owsiewski.
Drugi wygon – może i był piękny, ale dla mnie najpiękniejszy był pierwszy. Zimą biały i rozkrzyczany. W mroźnym słońcu, latem zielony i spokojny. W cieniu. A jakże tam pachniały bzy. I jaśminy. Wiosną. Jesienią czerniały baldachimy czarnego bzu.
Tak go zapamiętałam. Jeśli ktoś z KOŚCIUSZKOWCÓW inaczej, też dobrze. Każdy ma swoją prawdę, swój obraz.

Zdjęcie: Tak zwany RUSEK, za moich dziecięcych lat, tak nie wyglądał ...

Podziel się
Oceń