Tym wywiadem chcemy zwrócić uwagę naszych Czytelników na kobiety, które coś znaczą, coś umieją, "budują" coś ważnego i potrzebnego, są kreatywne – właśnie na takie, które wszystko mogą. Ten wywiad jest też o jedzeniu, o odpoczynku na łonie natury, także o wsi na Mazowszu płaskim jak talerz do drugiego dania. I o Adrianie oczywiście. Prosimy, zgłaszajcie nam takie panie do kolejnych rozmów z TYGODNIKIEM.
To jest Pani panią na Gąsiorowie - Młynie i Gąsiorkowie, pogratulować.
Tak, panią (śmiech), Gąsiorowa dla dorosłych i Gąsiorkowa dla dzieci. Młyn Gąsiorowo to dawna zagroda młynarska z drugiej połowy XIX wieku. Wraz z moim małżonkiem Jackiem rozbudowujemy ją, dostosowujemy, żeby jak najlepiej spełniała funkcję turystyczną, gastronomiczną i hotelarską.
Przed nami mury "starożytnej" architektury, nie zadaszone, ale piękne, w których odbywają się romantyczne zaślubiny. Wyobrażam sobie urodę tych zaślubin – pod gwiazdami, na świeżym powietrzu, choć z obrazem starych murów dookoła...
To architektura charakterystyczna dla tej części Mazowsza, łączenie kamienia polnego z czerwoną cegłą. Tutaj wiosną ziemia rodzi kamienie polne, one były tu zawsze wykorzystywane w budownictwie. Wozownie, obory były z kamienia polnego łupanego. Tu, gdzie jesteśmy, było kiedyś gospodarstwo młynarskie, trzy budynki, które mamy do dzisiaj: dom gospodarzy z bala sosnowego, podobno z Kurpi Białych, budynek młyna i budynek wozowni, w którym obecnie znajduje się nasza gastronomia. Budynek wozowni został odrestaurowany przez nas i rozbudowany.
Gąsiorowo STOI doskonałymi kulinariami, to żadna nowina...
Dla nich przyjeżdżają do nas goście, w Gąsiorowie organizujemy imprezy okolicznościowe, rodzinne, je chyba najbardziej lubimy, domowe, ciepłe, kameralne. Oraz większe imprezy – prześliczne swojskie wesela. Kuchnia regionalna na produkcie lokalnym, od sąsiadów. I wszystko co możemy, wykonujemy własnymi rękami. Nie korzystamy z produktów gotowych, ale... Ale specjalny, doskonały, absolutnie wyjątkowy chleb zamawiamy u pana Sławka Białczaka, to chleb pszenno - żytni na zakwasie, bywa, że goście wracają do nas właśnie dla tego chleba.
A te wesela...
Och, nawiązujemy w nich do tego klimatu dawnej wsi, do klimatów sielskich i anielskich. To wesela zupełnie inne niż te w klasycznych domach weselnych. U nas na stołach są lniane bieżniki, drewniane podkładki, świece w słoikach, girlandy z żarówek, z proporczyków. No, prześlicznie.
Kto u państwa bywa? Kto się tutaj zaślubia?
Oczywiście Pułtusk i okolice, Nasielsk, Nowy Dwór Mazowiecki, Legionowo, ale mamy też takie realizacje międzynarodowe. W tym roku będziemy mieć wesele polsko - chilijskie. Będziemy mieli czterdziestu gości z Chile. Wyjątkowe wydarzenie, podczas którego na gąsiorowskim stole spotkają się potrawy mazowieckie i chilijskie.
Trudna kuchnia?
Damy radę, panna młoda pochodzi z Nowego Dworu, od kilku lat mieszka w Chile i będziemy mieli od niej pomoc merytoryczną, a i my już kilka razy byliśmy w Południowej Ameryce i liznęliśmy tamtej kuchni.
Pani Adrianko, znam Panią jako osobę przebojową, kreatywną, bardzo pracowitą. Pan Jacek jest w Pani cieniu?
Może nie w cieniu, ale kiedyś ustaliliśmy, że ja będę motorem napędowym, a mój mąż będzie mnie wspierał. I tak jest. Pracuje ze mną ciężko, a może nieraz ciężej, ale my lubimy robić, co robimy. Stajemy do pracy na równi z naszymi ludźmi. Lubimy sprawiać radość na twarzach naszych gości i to jest nasza recepta i nasza dewiza.
To teraz Gąsiorkowo, taka bawialnia dla dzieci na świeżym powietrzu! Kobieto, prowadź! To Pani autorski projekt?
Każdy potrzebuje inspiracji, ja także, ponadto bardzo dużo pomaga mi współpraca z Mazowiecką Regionalną Organizacją Turystyczną, dzięki której poznałam ludzi, którzy prowadzą na Mazowszu obiekty turystyczne z bardzo różnorodną ofertą. W Gąsiorkowie będzie Gąsiorkowe Jezioro, stawik, przy nim leżaki, ciekawy plac zabaw dostosowany do naszej małej architektury – ze smakiem i klimatem. Taki park rodzinnej rozrywki. Dla gości indywidualnych i grup. Fajna oferta edukacji przyrodniczej plus mała gastronomia, mała kawiarenka i mały zwierzyniec. W planach budowa ogrodu ze ścieżką sensoryczną. Otwarcie tuż tuż.
Turystyka szkolna to również gąsiorowski kawałek chleba...
Pierwsze autokary z dziećmi przyjechały do nas w 2011 roku. Zdecydowaliśmy się na konkretną ofertę, skierowaną do oddziałów wczesnoszkolnych, dla klas I-III. To programy dostosowane do podstawy programowej, czyli edukacja społeczna i przyrodnicza z wpleceniem tradycji tych ziem. Przy okazji promujemy folklor Kurpi Białych. Kiedyś mieliśmy kilka programów edukacyjno-warsztatowych, obecnie mamy kilkanaście.
Dzisiaj są dzieci z warszawskiej Pragi...
Będą uczestniczyć w warsztatach o chlebie – Od ziarenka do bochenka. Program bardzo u nas popularny. Teoria połączona z praktyką, czyli wyrabianie i wytwarzanie chleba. To chleb prawdziwy, na zakwasie i pieczony w piecu chlebowym opalanym drewnem. Warsztaty prowadzi mój mąż i pani Kamila Popko, kobieta tysiąca talentów.
Wasi dostawcy... Wspominała Pani o dobrych surowcach i produktach...
Tak, po chleb jeździmy do pana Sławka, po jabłka do sadownika Tadzia, do Marka po mąkę, do Krzysia po olej. To fajnie...
Pani podkreśla swoją miłość do Kurpi Białych, chociaż nie jest Pani ani Kurpianką, ani MAZOWSZANKĄ.
Tak, a mam przyjemność i zaszczyt być instruktorką muzyczną w Zespole Pieśni i Tańca GLORIA w Obrytem, w zespole przyparafialnym. Pracujemy z siostrą Haliną. Jestem z tego powodu szczęśliwa.
Wiem, że jest Pani utalentowana muzycznie. Na jakich instrumentach Pani gra?
Na... wszystkich (śmiech). Tak mam od dziecka, że co chwycę w ręce, to zagram. Mam problem z zadęciem, instrumenty dęte, drewniane, ale nie mam ciśnienia, spełniam się jako akordeonistka, bębnistka ludowa...
Pani przed dwunastu laty też była taka pełna werwy?
W ogóle nie planowałam, że to tak będzie (śmiech). Miałam być pilotem motolotni. Jacek to baloniarz. Mieliśmy tu przyjeżdżać na weekendy i startować z naszej łąki. Po roku życia na tym terenie stwierdziliśmy, że fajnie się tu żyje, przenieśliśmy firmę z Warszawy, balony przenieśliśmy na stałe tutaj. Zaczęliśmy się rozwijać w działalności lotniczej.
O GARACH nie było mowy?
Nie. Zaczęliśmy od uroczystości chrztu dla dziecka sąsiada, z przytupem, no i poszło. Był impuls. Ta gastronomia była z tyłu głowy, bo mój mąż jest technikiem technologiem żywienia zbiorowego, pięć lat pracował jako kucharz w Marynarce Wojennej w Gdyni, więc miał duże doświadczenie, miał też swoją gastronomię w Warszawie. Pamiętam, zima w Warszawie, śnieżyca, miasto zakorkowane, my w korku i Jacek powiedział, że chciałby wrócić do zawodu kucharza. A ja rzuciłam, że jakbym miała taką małą knajpkę, to by było fajnie. No i, kurczę, się spełniło!
(Spełniło się! Młyn Gąsiorowo ma PERŁY na koncie za SMAKI REGIONU. Policzki wołowe w sosie grzybowym z przecierakami, nalewka mlekówka, zupa opieńkowa i gołąbki z kaszą gryczaną z kurkami przeszły do HISTORII. TYGODNIK spałaszował tu cud-kaczkę, schabowego z kostką i zupę krem z białych warzyw).
Pułtusk i Pani?
Na Mazowszu jestem 16 lat, w Gąsiorowie 12. Pułtusk polecam swoim gościom, wysyłam ich na RYNEK, wskazuję na zabytki. Coraz częściej witam się uśmiechem z pułtuszczanami, rozpoznajemy się.
I?
... i chciałam się pochwalić, że współpracujemy z Urzędem Marszałkowskim, prawie bezpośrednio z panem MARSZAŁKIEM Adamem Struzikiem. Występujemy jako Gąsiorowo, bo jako Gąsiorowo jesteśmy członkiem Mazowieckiej Regionalnej Organizacji Turystycznej, ale również kilku produktów turystycznych - szlakowych - jesteśmy na Szlaku folkloru i smaków Mazowsza oraz na Szlaku kulinarnym Mazowiecka Micha Szlachecka. Ogromnym wyróżnieniem i zaszczytem było dla nas przygotowanie cateringu na targach World Travel Show dla ambasadorów. Podawaliśmy rosół na gęsinie, gęsinę w kapuście, gęsie pipki, sałatkę z buraków pieczonych z gruszkami i olejem lnianym, chleb na zakwasie od Sławka Białczaka. No i zostaliśmy uhonorowani bardzo ważnym dla nas wyróżnieniem - certyfikatem najlepszego produktu turystycznego województwa mazowieckiego 2016 roku.
Matko, to czego Pani życzyć?
Jak najwięcej gości! I zdrowia.
środa, 25 czerwca 2025 12:02