Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 25 czerwca 2025 12:24

WYGLĄDA PANI JAK MARZENIE

Z Sylwią Lalak - makowianką - o odchudzaniu w Naturhouse rozmawia Grażyna Maria Dzierżanowska Jest Pani mamą dwojga dzieci, a przede mną... nastolatka!
WYGLĄDA PANI JAK MARZENIE
odchudzanie
Utyłam trochę po pierwszym dziecku, potem po drugim, trochę się zaniedbałam żywieniowo... Miałam 36 rozmiar ubrań, potem 38, a później 40. Zaczęło się przerażenie, bo czterdziestka ledwie wchodziła. Wzrostu mam 164.
Gdzie było najwięcej... sadełka?
Brzuch, boki... Pomyślałam, że czas coś z sobą zrobić. I rok temu, w maju, trafiłam do Naturhouse.
Ile obecnie Pani waży?
53 kg. Schudłam 12 kilogramów. Bardzo mnie to satysfakcjonuje. Jestem dwa miesiące po WSZYSTKIM. Początkowo założyłyśmy, że chudnę do 59 kg. Ale przyjazdy i badanie wagi weszło mi w nawyk i trwało... Od stabilizacji nie utyłam, było raz tak, że przybrałam na wadze 10 dkg...
Ale przestrzega Pani zaleceń pani Arlety, dietetyczki.
Tak i biegam, jak mam czas, pływam – przyjeżdżam na basen w Pułtusku raz lub dwa razy w tygodniu.
W rodzinie Pani ktoś był otyły?
Mama DOBRZE wygląda, a inni członkowie rodziny nie są otyli, wszyscy w normie.
To jak to się stało, że Pani tak utyła?
Sama nie wiem, może po prostu brak czasu, jadłam zbyt szybko... Nie obżerałam się, ale słodycze jadłam. Jakiś batonik, jakieś ciasto. I poszło.
Ktoś z bliskich czy znajomych zwracał Pani uwagę na nadwagę?
Nie. Teraz jest gorzej, już słyszałam taką opinię, że wyglądam jak z Oświęcimia.
Mieszkaliśmy przez parę lat w Makowie, taka opinia może się zdarzyć jedynie tam!
Słyszałam, że mam za chude nogi. Często to słyszę, nawet coraz częściej. Nie wiem z czego to wynika, nie chcę tego komentować.
Żadnego zachwytu?
Żadnego.
Gdyby Pani mieszkała w Pułtusku, chwalono by Panią. A minusy tej starej wagi?
Kiedy biegałam, to zrobiłam kilka kółek i ... koniec. Nie miałam siły. I miałam duży cholesterol, ponad 400. W tej chwili mam 220, bez leków. Przy tym, co było, to duża zmiana. Do pewnego czasu akceptowałam swoją wagę, ale potem waga wzrastał, robiłam się coraz grubsza i powiedziałam DOSYĆ.
A jak Pani trafiła do Naturhouse w Pułtusku?
Na jednym ze spotkań rodzinnych usłyszałam od córki mojej ciotecznej siostry, która pracowała w pułtuskim HN, żebym przyjechała na wizytę darmową. Powiedziała: "Zobaczysz, czego masz za dużo...".
Wcześniej Pani próbowała odchudzania?
Tak, sama, ale nie wyszło. No, przyjechałam do pani Arlety, zrobiła pomiar, powiedziała co i jak. I zostałam na kuracji. Spotkania były bardzo miłe, fajne, weszły mi w nawyk, lubiłam rozmowy z panią Arletą... Przyjemne rozmowy, nawet jak coś PRZESKROBAŁAM...To była przyjemność, a diety nie były uciążliwe w przygotowaniu. Pięć posiłków dzienne. Przestawiłam rodzinę do potraw gotowanych na parze i tak gotujemy nadal. W parownicy robię ryby, mięso – polędwiczki, dodaję do nich sos kurkowy zagęszczany jogurtem, mąki do zagęszczenia nie stosuję, polędwiczki wcześniej przyprawiam, zostawiam je tak na pewien czas... A mięso? Różne, ale bez indyczego, bo nie lubię. Nawet kotlety mielone tak robię, tylko bez panierki. A to odchudzanie... Założyłam, że będę chudnąć wolno, to nie maraton – trzy miesiące i koniec. Prosiłam o dietę niezbyt rygorystyczną i tak było.
A waga?
Różna była, raz spadała, raz stała. Z wodą w organizmie był mały kłopot. Po pierwszym tygodniu odchudzania waga wykazała pół kg mniej, druga wizyta to 40 dkg, a trzecia była... do przodu... Byliśmy na wczasach – co dostałam, to jadłam. Ale 3. tydzień podobno ma to do siebie, że albo waga stoi w miejscu, albo jej przybywa. Najwięcej chudłam po kilogramie. Obecnie tkankę tłuszczową mam na minusie, ale woda nieraz daje o sobie znać.
Zapamiętane menu?
Oj, szynka drobiowa, chleb razowy – tego nie lubiłam. Koktajl z truskawek, jogurt, pierś drobiowa zgrillowana, warzywa na patelni - tak. Zero słodyczy. Obecnie ziemniaki jem dwa razy w tygodniu.
Tęskniła Pani za czymś?
Za słodyczami, ale to przeszło.
A ser biały? Ryby?
Jeszcze go bardziej nie lubiłam niż szynkę. Ryby tak, na parze. Łosoś... Ale za rybami nie przepadam.
Zupy?
Na bazie kapusty, kapuśniaki – kapusta podlewana winem. Jarzynowa, barszcz czerwony – ukraiński. Najbardziej lubię pierś z kurczaka z serem FETA i pomidorami – wszystko zapiekane w folii. Super. Do tego warzywa.
Kawa?
O 11. piłam, kiedy jadłam owoc lub piłam koktajl. Kawa zielona, ale o nią trudno. Menu weszło mi w krew, to już rok, jak się nim kieruję.
Modyfikacje w menu?
Sporadycznie. Nie lubię mozzarelli, więc zastępuję ją fetą. I nie lubię mleka, wiec stosuję jogurt naturalny. Byłam wzorową pacjentką.
Ubiór?
Kupowałam podczas kuracji i kupuję nadal. Szczególnie spodnie. Teraz mieszczę się w rozmiar 36.
Co dzieci na Pani obecny image?
Córka mi mówi, że fajnie wyglądam, chociaż ja odchudzałam się dla siebie, nie dla innych. Obecnie przyjeżdżam do pani Arlety co miesiąc, wizyta jest darmowa. Lubię tu przyjeżdżać, to przyjemne wizyty. A waga stoi!
Wygląda Pani jak marzenie!

Podziel się
Oceń