Z MARIUSZEM OSICĄ, KANDYDATEM NA BURMISTRZA PUŁTUSKA W DRUGIEJ TURZE, ROZMAWIA KAZIMIERZ DZIERŻANOWSKI
Ów wywiad ma za zadanie zorientować niezorientowanych w tym, jaki jest Mariusz Osica i jakim będzie burmistrzem, jeśli wygra wybory w drugiej turze.
Jakie były Pana początki z lokalną działalnością społeczną? Jakie z samorządową?
Oczywiście to pułtuski WOPR, kiedy jeszcze ów WOPR był tak naprawdę w powijakach, zaś radnym zostałem w 2014 roku. Pierwszą osobą, która mnie namawiała do tej działalności był mój dyrektor, Krzysztof Łachmański.
Pana przynależność partyjna? Pytam, bo mało była widoczna w wyborach.
Tak, jestem członkiem PiS.
Ale startował Pan z...
W 2014 roku startowałem z komitetu Porozumienia Ziemi Pułtuskiej, były to okręgi jednomandatowe i wtedy w jednomandatowym okręgu uzyskałem mandat.
W ostatnich wyborach startował Pan jednak jako MARIUSZ OSICA, bez logo PiS, inaczej niż Pana dyrektor...
Tak. Przyjrzyjmy się naszemu pięknemu miastu. Samorząd, gmina miejsko- wiejska, gdzie mam wielu znajomych, kolegów, którzy nie są zwolennikami PiS-u. Słyszałem od nich: "Ty jesteś w porządku, tylko partia nie ta". I to moje wyborcze wyjście było do ludzi bez podziału na partie polityczne. Chodziło o to, żeby zrzeszyć się w jednym celu w tym małym samorządzie.
A gdzie Pan spędzi tegoroczne wakacje?
Nie myślałem o tym, nie wiem, na pewno będę nad Narwią :)
No to znaczy, że myśli Pan o... wygranej batalii na burmistrza!
(śmiech)No tak, jeśli wygram, priorytetem będzie samorząd, praca i wiele rzeczy do zrobienia, a przedtem do przemyślenia. Jeśliby udałoby się wygrać wybory, plany wakacyjne musiałyby ulec zmianie. Priorytet byłby jeden – miasto, w nim RATUSZ.
A jakie myśli towarzyszyły Panu podczas czasu wyborczego i samych wyborów?
Zakładałem po cichu, że w tej drugiej turze będę, ale... z Wojtkiem Gregorczykiem, a nie Krzysztofem Nuszkiewiczem.
O!
To co się wydarzyło, to dla wielu osób dziwna sprawa. Przedziwna. Ciężka to będzie walka, ale różne rzeczy się zdarzają. Duży wynik 4828 głosów Krzysztofa Nuszkiewicza robi swoje i robi wrażenie. To solidne poparcie, solidny mandat. Ale walczę do końca o każdy głos naszych mieszkańców w mieście i sołectwach i tym samym o poprawienie swojego wyniku z I tury. II tura rządzi się swoimi prawami, zobaczymy co się wydarzy.....
Jak Pan myśli, chociaż to trudno powiedzieć, może nastąpić przepływ wyborców i zwolennicy Wojciecha Gregorczyka staną przy Panu? To takie wróżenie z fusów, bo każdy głosuje na kogo chce...
Jest to możliwe... Jakby 50 % z 2026 głosów zdobytych przez W. Gregorczyka trafiło do mnie, to byłoby super. To lekko ponad 1000 głosów. Marzena Cendrowska, Łukasz Skarżyński, Tomek Sobiecki – dla nich te wybory to też duże rozczarowanie tymi wynikami. Porażka. Oni zdecydowanie liczyli na więcej mandatów w tych wyborach samorządowych.
Ciekaw jestem, co Pan powie na pytanie, kim są Pana wyborcy?
Moi wyborcy? Elektorat prawicowy, ale nie tylko! Mieszkańcy, którzy mnie znają z działalności z mojego stowarzyszenia, ze szkoły, w której uczę, z prywatnych znajomości i kontaktów. Z mojej wieloletniej pracy, z kontaktów, jak powiedziałem, ale niekoniecznie politycznych, bo ja wielkim politykiem nie jestem. Uważam się za samorządowca, chociaż w tej samorządowej działalności tej polityki trochę jest. Uściślę, moi wyborcy to po prostu zwykli pułtuszczanie, czasami różniący się ode mnie poglądami, ale znajdujący wspólny mianownik w niektórych spojrzeniach na naszą gminę.
A jakie Pan miał motywy do tego, żeby kandydować w wyborach samorządowych?
Po pierwsze, 10 lat doświadczenia w samorządzie w roli radnego spowodowało, że chciałem powalczyć o fotel burmistrza. Po drugie, sugestie kolegów i znajomych i słowa: "Spróbuj ubiegać się o stanowisko burmistrza, byłbyś dobry, masz szanse". To tak oddolnie wychodzi. Nie pchałem się, zawodowo się spełniam, prowadzę działalność, jestem trenerem, mam osiągnięcia w pracy z młodzieżą, lubię tę pracę. A samorząd jest kolejnym stopniem rozwoju, to nowe działania na rzecz społeczeństwa w roli burmistrza, a nie radnego.
To też dowód zaufania. A jak Pan ocenia swoją kampanię?
Myślę, że merytorycznie była dobrze nakreślona, dobrze przygotowana, sztab wyborczy fajnie ją poprowadził. Czy bym coś zmienił? Skupiłem się na merytoryce. Nie jest problemem zrobić negatywną kampanię, wcielić się w role tych, którzy rozgrywają sprawy na szczytach władzy, prowadząc bardzo negatywną kampanię. Nasz samorząd jest niewielki, w którym zgoda buduje, niezgoda rujnuje.
Nie leży to w Pana osobowości.
Dokładnie.
Jakieś akcje w ciągu nadchodzących dni?
Tak, kino plenerowe, które zresztą jest w moim programie, kino plenerowe dla gminy, dla sołectw. Już jutro komedia "Na bank się uda".
Dobre! A pierwsze zmiany w działalności burmistrza Osicy?
Pierwsza sprawa to budynek na Traugutta, po pożarze, spalony. To dramat – budynek bez dachu, stojący tak dwa lata. Ile można! To powinno być dawno zrobione. Umówmy się, ta jeszcze trwająca kadencja była najlepsza, życzę kolejnej RADZIE, żeby pobiła rekord tych inwestycji. Ale każda inwestycja to też wkład własny, musimy pamiętać o tym naszym zadłużeniu i to równoważyć. Nie da się cały czas inwestować i w końcu przeinwestować.
A inwestowanie w to, co generuje jakieś zyski?
Tak. Jest strzelnica i to będzie jedna z inwestycji, która będzie generowała zyski. I myślę, że sekcja strzelecka Nadnarwianki przy obecnej sytuacji, przy strzelaniach komercyjnych i zainteresowaniu ludzi, będzie się sama bilansowała i może zarabiała. Myślę również, że rozwój portu, budowa mariny dostosowanej do prowadzenia działalności gospodarczej, związanej z gastronomią, slip miejski, też mogą być taką inwestycją przy odpowiednim zarządzaniu i promocji tego miejsca.
Powiedzmy o najtrudniejszym wyzwaniu... O tym, co może spędzać sen z powiek...
Mnie sen z powiek spędzają koszary. Ten budynek na Tysiąclecia, mimo że go kupiliśmy, trzeba było mocno się na gimnastykować, żeby skorzystać ze środków zewnętrznych i to jest niewątpliwy sukces tej kadencji, ale bardzo kosztowny! Historia tego zakupu jest wszystkim znana i woła o pomstę do nieba – budynek, który mogliśmy mieć za przysłowiową złotówkę, kupiliśmy za 1,5 mln złotych. Koszary to miejsce, którym trzeba się zająć i szukać rozwiązań dotyczących inwestycji i pomysłów na ten zdegradowany teren. To nie jest też nasz teren, wykupiły go spółki i prywatne osoby - nie wszyscy dbają o niego. W okresie wakacyjnym pożary, straż pożarna jeździ tam pięć razy w tygodniu. Poza tym wjeżdżający od strony Ciechanowa, widzą naszą niechlubną wizytówkę.
A niekonwencjonalny pomysł na Pułtusk?
W perspektywie musimy myśleć o tym, jak zmniejszyć koszty energii w naszym mieście. Niedaleki sąsiad - miasto Maków Mazowiecki - pięknie zrewitalizował elektrownię wodną, z której pozyskują energię dla miasta i budynków użyteczności publicznej, bardzo fajna sprawa. Czy u nas byłoby to możliwe? Bardzo mało wykorzystaliśmy środków na zieloną energię, myślę tu o instalacjach paneli fotowoltaicznych na budynkach użyteczności publicznych bądź wybudowaniu farmy fotowoltaicznej. Może to marina, która przyciągnęłaby ludzi – turystów. Chodzi o wykonanie jej w taki sposób, aby była jedyna i wyjątkowa na terenie naszego Mazowsza. Inwestycja duża, mamy na nią koncepcję, opracowaliśmy ją w poprzedniej kadencji. Jest fajna, w kształcie łodzi, pięknie wysunięta w brzeg. Ale oczywiście chciałbym, aby to mieszkańcy zadecydowali o koncepcji i wybrali najlepszą.
No to na koniec naszej rozmowy, nawiązując do tytułu filmu, o którym Pan wspomniał, życzę Panu, żeby druga tura wyborów na bank się udała.
