Opowiada Kazimierz Dzierżanowski - uczeń naszego licealnego profesora.
Byliśmy wówczas młodymi ludźmi, po studiach. Ja uczyłem PW w Liceum Ekonomicznym w Makowie Mazowiecki, mój kolega Bogdan Krzemień, też pułtuszczanin, uczył w pułtuskim ZSZ im. Jana Ruszkowskiego. Profesor uczył zaś w LO im. Piotra Skargi w Pułtusku. Obu spotkałem w autobusie. Jechaliśmy do Przasnysza na konferencję nauczycieli przysposobienia wojskowego. Po przyjeździe na miejsce profesor zadysponował: - Chłopcy, za mną! Poszliśmy. Profesor zaproponował śniadanko, zamówiliśmy jajeczniczkę z trzech - czterech jajek i po dwa sztabowe. Po śniadanku udaliśmy się na konferencję w lekkim niedoczasie. Weszliśmy na salę, gdzie byli już wszyscy. Skierowano na nas wzrok. Profesor przyjął postawę zasadniczą, trzasnął obcasami. Czym prędzej uczyniliśmy to samo. Profesor złożył meldunek: "Rotmistrz Gorczyński plus dwóch melduje swoje spóźnienie".
Opowiada Grażyna Maria Ciszewska – Dzierżanowska - uczennica profesora Gorczyńskiego.
W wakacyjny czas wybraliśmy się z Pułtuska do Mińska Mazowieckiego na obóz przysposobienia wojskowego, zupełnie nie wiedząc, co nas tam czeka. Z Pułtuska do Warszawy, potem do Jednostki Wojskowej w Mińsku Mazowieckim zawiózł nas nasz ANTEK. Kochaliśmy go wszyscy i cieszyliśmy się właśnie z tego, że to on sprawuje nad nami pieczę w podróży, nie kto inny. Pamiętam, że byli wśród nas: Ulka Kazimierkowska, Ulka Piotrowska, Basia Wyrzykowska, Krysia Wrońska, był Jurek Kurant, ale chyba jeszcze inni. W stolicy dostaliśmy czas wolny do przyjazdu pociągu. Profesor poszedł w swoją stronę, my w swoją. Nadchodziła godzina odjazdu, a na peronie nie stawił się Jerzy, Jurek Kurant. Profesor rozbiegany, my spięci jak agrafki, a Jurka jak nie ma, tak nie ma. Pociąg już daje znak do odjazdu, profesor stoi na schodkach i nieustannie wypatruje Jerzego. Wreszcie jest! Wskakuje do wagonu, długiego jak wąż boa, dopada go pan Gorczyński i z całej siły... kopie go w dupę. Jęknęli pasażerowie, Jurek przeleciał przez cały wagon... A my? My wiedzieliśmy, że profesor kopnął, bo nas... kochał, martwił się o nas, dbał o nasze bezpieczeństwo. Nikt się nie pogniewał, nawet żartowniś Jurek. A w Mińsku byliśmy z niego dumni. Szedł z nami krokiem sportowym, wyprostowany, nawet dumny, a panowie oficerowie salutowali mu, mówiąc co rusz: "Panie rotmistrzu!". "Panie rotmistrzu!".
Jestem bratanicą Antoniego Gorczyńskiego
Z Urszulą Gorczyńską - Kopszak - przemiłą, serdeczną panią, bratanicą profesora Antoniego Gorczyńskiego - rozmawia Grażyna Maria Dzierżanowska
Pani Urszulo, coś nam Pani – Włodkowi Gnasowi i mnie – przywiozła z Warszawy...
32 strony zapisane ręką stryja, kartki A4. To jego zapiski z czasów wojny, kampanii wrześniowej i pobytu w oflagach. Namówiłam stryja do napisania tego pamiętnika. Oryginał przekażemy do biblioteki wojskowej w Warszawie – mamy w rodzinie wojskowego, generała broni w spoczynku, duplikat przekazuję państwu.
Zależy nam na wydaniu tych wspomnień! Bardzo. Tu prośba do pułtuszczan, do byłych uczniów Skargi! Odezwijcie się w tej kwestii!
Cieszylibyśmy się, gdyby udało się wydać pamiętnik stryja. Ja jestem bratanicą Antoniego Gorczyńskiego, stryj miał tylko jednego brata, Edwarda. Byli sobie bardzo bliscy, wyjątkowo rozumieli się i ich kontakty były bardzo częste. Właściwie domem stryja był nasz dom. Nie miał rodziny, nie miał dzieci, ja i brat byliśmy jakby jego przybranymi dziećmi. On nas tak traktował. Do tego stopnia, że prowadząc bardzo skromne, kawalerskie życie (w jednym pokoju, który należał do wspólnego mieszkania), zabrał mojego brata do Pułtuska w trosce o jego wykształcenie. Uważał, że ucząc się w Niestępowie, możemy mieć kłopoty ze zdaniem egzaminu do pułtuskiego liceum. Stryj i rodzice chcieli bardzo, byśmy przynajmniej maturę zrobili. Zygmunt był starszy ode mnie o cztery lata. Uczestniczył w czasie okupacji w prywatnych kompletach, prowadził je kierownik tej malutkiej szkoły, czteroklasowej bodajże. Brat maturę zrobił w Pułtusku w `53 roku, mając 20 lat. Potem Pułtusk opuścił, dostał się na Politechnikę, jest inżynierem. To zasługa stryja, mężczyzny samotnego, jego poświęcenia.
A Pani?
Dzięki sugestii stryja, ze szkoły w Niestępowie poszłam do siódmej klasy do Pułtuska, mieszkałam na stancji w bloku nr 4, w pobliżu kolejki wąskotorowej. Nawet dzisiaj tam poszłam, to bardzo zaniedbany blok, stryj dzielił tam mieszkanie z rodziną państwa Krymów. Pani Krymowa już nie żyje, była wspaniałą kobietą. Pomagała stryjowi w gospodarstwie domowym, pewnie czasem coś gotowała, wyrażał się o niej z największą atencją. Byłam wątłą osobą, do internatu nie poszłam, mieszkałam na stancji u panien Michnikowskich w domu Bartczaka. Na tyle były sprawne, że mogły gotować, opiekować się nami, bo mieszkało nas tam cztery albo pięć dziewcząt w jednym pokoju. Panny Michnikowskie były siostrami księdza Michnikowskiego. Były z bratem na plebanii, a po wojnie – nie mając środków do życia - prowadziły stancję.
Dobrze tam Pani było?
Nie miałyśmy potrzeb jako dziewczynki, wszystkie byłyśmy na jednym poziomie. Łóżko, walizka pod łóżkiem, wielki stół, przy którym każda z nas miała krzesło i swoją małą przestrzeń, jakiś wieszak na ubrania wierzchnie. W soboty była nauka, a potem jazda ciuchcią dwa przystanki, potem z Płocochowa, przez pola i na skrzydłach do Niestępowa. To był najszczęśliwszy czas w tygodniu.
Ulubione przedmioty?
Te były zawsze uzależnione od nauczyciela. Bardzo lubiliśmy polski, uczył nas pan Młodyński, był naszym wychowawcą. Zaczął mnie uczyć chyba zaraz po studiach. Recytował nam poezję, cudownie to robił, tak nas porywał.
A nas piłował gramatyką.
I była wspaniała matematyczka, pani Maria Milewska.
Legenda...
To była już staruszka, nie wyobrażałam sobie, że można nie rozumieć matematyki. Malutka, wychudzona, po Ravensbruck. Oj, ile trudu wkładała w nasze nauczanie. Dyrektor Łopuski miał z nami łacinę, uczył nas pan Rutkowski, sympatyczny, a bałyśmy się pani profesor od biologii, wydawało się nam, że była troszeczkę złośliwa. Stresowała nas.
A stryj, czego uczył?
Najpierw wychowania fizycznego. Po przyjeździe do kraju z oflagu był na indeksie jako przedwojenny oficer, nie mógł być w wojsku, co było dla niego olbrzymim rozczarowaniem. Był oddelegowany do CIWF, miał kwalifikacje - uczył jazdy konnej w Wyższej Szkole Kawalerii w Grudziądzu, którą skończył. Stryj w ogóle był sportowcem, te jego marsze... - dbał o kondycję fizyczną. I konie były jego pasją, jak mojego ojca, brał udział w zawodach hippicznych.
Droga Pani Urszulo, a kobiety w życiu naszego pana profesora?
Była to tajemnica Poliszynela, Pułtusk zapewne wiedział, że sympatią mojego stryja była pani Łucja Zakrzewska, to była wdowa, której mąż zginął w Katyniu. Historyczka. Moja babcia oczywiście ubolewała, że mój stryj nie ma normalnej rodziny. Bardzo życzyła sobie synowej, wnuków... A stryj, kiedy wrócił z oflagów, miał 40 lat... Był tak wycieńczony, że po wyzwoleniu tego ostatniego oflagu przez generała Maczka, duński Czerwony Krzyż, wziął go na leczenie. Pilnowano go, żeby panował nad jedzeniem. Z powodu niedożywienia nie mógł sobie pozwolić na objadanie się, bo to się mogło skończyć dla niego tragicznie.
A jak pan profesor na Panią mówił?
Ula, Urszulka... Po siódmej klasie, na egzaminie do liceum Piotra Skargi, w komisji egzaminacyjnej był mój stryj. To mnie stresowało oczywiście. Egzaminy... Stryj mi się przyznał, a miałam przeprowadzić jakiś wywód z trygonometrii, że był straszliwie zdenerwowany. Mówił, że powinien był wręcz wyjść z sali, ale podobno bardzo dobrze to zadanie zrobiłam. Zarzekał się, że nigdy więcej nie będzie na moim egzaminie. Przeżywał nasze problemy i z daleka nam ojcował.
Kiedy profesor dokończył żywota?
W `78 roku i jest pochowany w Pokrzywnicy.
Pamięta Pani uroczystości pogrzebowe?
Umarł podobno na grypę, ale co było bezpośrednią przyczyną zgonu, nie wiem. Pracowałam wtedy w Brnie w Czechach. W handlu zagranicznym, mój dział zajmował się eksportem chłodni. Byłam po rozwodzie, chciałam więcej zarobić i tam dostałam wiadomość o śmierci stryja. Znaleziono, w pokoju stryja, mój list z adresem w Brnie i tak do mnie dotarła ta przykra wiadomość. Siostra ze szpitala przychodziła robić stryjowi zastrzyki, przyszła i zobaczyła, że stryj nie żyje... To się stało najprawdopodobniej rano. Żył skromnie, nie było w mieszkaniu cennych rzeczy, ale stryj miał szablę nad łóżkiem i ta szabla zginęła. Zostało trochę zdjęć, album wychowanków z okazji 40-lecia matury (pisałam o nim w poprzednim numerze TP - gmd)...
A dlaczego przyjechaliśmy pod kapliczkę w Niestępowie, zbierałam o niej materiał w niezbyt przyjemnej atmosferze...
Leży nam na sercu odbudowa kapliczki, która niszczeje. Za nami majaczą domy z naszego rodzinnego gospodarstwa. To oczywiście już nie nasze zabudowania... Tu jeszcze mieszkał stryjeczny brat mojego taty, już nie żyje, ale jego syn ma gospodarstwo w Niestępowie. Pierwsza moja samodzielna wyprawa była właśnie do niestępowskiej kapliczki na majowe. Był dwór, była okupacja, a kapliczka była piękna... Obok były czworaki, one niemalże dotykały naszego gospodarstwa. W czasie okupacji tu już nie było tego ziemianina, został wyrzucony... Pamiętam, że pani Kryńska przyniosła do nas jakieś srebra do przechowania i pamiętam, że tata zakopał je w sąsieku razem z naszymi przedmiotami. I proszę sobie wyobrazić, że nasze rzeczy zostały wykopane, a te srebra zostały. To było wielkie szczęście. Pani Kryńska przyjechała po wojnie i te przedmioty zostały jej oddane. Tata był zadowolony, że te "skarby" ocalały, gdyby nasze rzeczy zostały, a tamte nie, byłby może posądzony o kradzież.
Co w tej kapliczce było takiego pięknego?
W tej kapliczce była Matka Boska, babcia Magdalena mi opowiadała, że sprowadzona została ze Skępego. Babcia przyszła do Niestępowa w 1900 roku, nazywała się Polak, pochodziła z Morów. Mam jeszcze obrączkę babci i dziadka. Nie wiem, czy babcia widziała tę uroczystość przy kapliczce, czy tylko o niej słyszała, ale podobno to była wielka, ogromna uroczystość. Wielkie zgromadzenie. Potem kapliczka była utrzymywana przez okoliczną ludność. Dziś jest pacykowana... I wiele kontrowersji wokół niej...
Wrócę do pana profesora. Dobrze go zapamiętałam z wyjazdu do Mińska Mazowieckiego na obóz wojskowy...
Stryj często organizował również kolonie, był ich kierownikiem. Mam takie zdjęcie kolonijne, na nim jest pani higienistka, Barbara Kownacka, bardzo lubiana.
Doskonale mi znana, wspaniała kobieta. Kobiety... Państwo mają w rodzinie panią Cudną...
To moja ciocia, obchodziła stulecie, wygląda pięknie, wszystko pamięta. O niej można przeczytać w książce o klaudynkach, pułtuskie wydanie. Tam właśnie jest Agata Cudna.
Cudna, rzeczywiście cudna!

